Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

wtorek, 12 stycznia 2016

Deidre - A możeby tak poznać kogoś bliżej? (do Lunsaris)(08.04.217 r.)

Wyszedłem z samego rana, nim słońce jeszcze dobrze wstało. Nie, żebym nie był zmęczony i nie miał ochoty jeszcze w najlepsze pospać, w końcu Alan łaził przez pół nocy w te i wewte, bo znów miał mały (lub też duży, jak on to widział) kłopot z Adrielem. Nie koniecznie miałem pojęcie w czym rzecz. Co on by zrobił gdyby, tak jak za mną, latała za nim dira...
Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie mojego prywatnego koszmaru i odruchowo rozejrzałem, badając pozostałe gdzieniegdzie cienie. 
Teraz musiałem wybrać się do Gaju... Było tam ładnie, było zielono, względnie cicho i spokojnie. Było tam też wszystko czego potrzebowałem do swego dorywczego zajęcia jakim było ważenie wszelkiego rodzaju specyfików ziołowych o działaniu poprawiającym zdrowie czy też po prostu samopoczucie. Pieniądze za duże z tego nie były, ale były i mogłem, a raczej mogłam, bo to ta część mnie najchętniej rozdawała co zarobiłem, pozwolić sobie na kilka drobnych przyjemności. 
Problem z lasem... każdą większą połacią zieleni, a już szczególnie z Gajem był taki, że... BYŁY TAM DRIADY! Te wstrętne potwory, będące jedynymi istotami zdolnymi napędzić mi solidnego stracha. Ale cóż, mus to mus, a ja musiałem nawet uczęszczać na lekcje, podczas których te stworzenia również ściągało w to samo miejsce i tak się na mnie gapiły...
Nagle torba zaczęła mi ciążyć, a ja cały jakoś się skurczyłem... Skurczyłam, tak już teraz trzeba było powiedzieć o sobie w formie żeńskiej. Ot napad wewnętrznego dołka na samą myśl o tym, że jedyne co mnie do tej pory spotkało i powinno być miłe, wcale takie nie było, a na dodatek ciężko mi było znaleźć kogoś kto by mnie po prostu zaakceptował. 
Pociągnęłam noskiem, zaraz jednak hardo wypięłam pierś. W końcu trzeba było mieć nadzieję, prawda? No pewnie, że tak! Moim rodzicom się udało, mnie też się w końcu uda i wszystko będzie dobrze! 
Szłabym tak dalej, roztaczając wokół siebie nowo odzyskaną pewność siebie, gdyby nie to, że ktoś we mnie łupnął i poleciałam boleśnie, tłukąc sobie tyłek.
No czego jeszcze? - warknąłem w myślach, podnosząc się z ziemi, gotów siłą wbić rozum i uwagę do łba tego kogoś, kto rozbijał się po uliczkach, w najlepsze potrącając ludzi. 
Już miałem krzyknąć, gdy moje oczęta ujrzały ładną buzię okalaną rozwianą, gęstą czuprynką. Mój wzrok spoczął na chwilkę na niezwykłych oczach, wpatrzonych we mnie na ułamek chwili, po czym powędrował niżej... i niżej... W gruncie rzeczy aż szkoda, że moja nowa znajoma tak szybko wstała... To było naprawdę niezłą... Perspektywą.
- Wybaczę! Pewnie! - rzuciłem szybko, modląc się przy tym, by zbyt szybko nie zmienić aparycji. - Stało się coś? Pomóc ci w czymś? - spytałem uprzejmie. Och tak, bardzo chętnie jej pomogę, oprowadzę ją...

<Lunsaris? To jak? Potrzebujesz może pomocy? Hmmm?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz