Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

sobota, 30 stycznia 2016

Hessan - Dziecię najady (do Tobio)(09.04.217 r.)

Starałem się opanować drżenie, nic jednak nie mogłem poradzić na to, że mi to nie wychodziło. Wystarczyło, że czułem na sobie wzrok tego chłopaka, a cały dygotałem. Najchętniej puściłbym się biegiem w stronę lasu. Tam mógłbym się ukryć... Tylko, że miałem nieprzyjemne wrażenie, że nie byłbym w stanie biec, nie teraz, nie kiedy nogi miałem jak z waty. Obawiałem się też, że nieznajomy znalazłby mnie i wyładował na mnie swoją złość.
- Jak masz na imię? - spytał, zbliżając się do mnie o te tak cenne dla mnie pół kroku.
- Hessan... - wyszeptałem, starając się, by mój głos nie załamał się znów w połowie wyrazu.
- Hessan... - powtórzył to w taki sposób, że znów poczułem dreszcz przebiegający przez mój kręgosłup. Dlaczego miałem wrażenie, że ten mężczyzna chciał ode mnie więcej niż miałem nadzieje, że chce? - Ja jestem Tobio, lepiej to zapamiętaj. 
Skinąłem głową. Raczej ciężko byłoby mi nie zapamiętać.
Ruszyliśmy w dół. Wprost do podziemi, które rozciągały się pod całą Akademią i dalej, łącząc z tunelami pod Gajem i sięgając niemal do ognistego serca ziemi. A przynajmniej tak to przedstawiali inni. Ja nigdy nie interesowałem się tym miejscem, nieosobiście, choć przez czas jaki tu spędziłem zdążyłem zasłyszeć dość sporo o tym miejscu. Byłe tu też może ze dwa razy, tylko i wyłącznie dlatego, że mistrz Urian czegoś potrzebował, z czego od razu mnie przegoniono. Szaman wiedział, że to miejsce nie było dla mnie, nawet jeżeli ceniłem go bardzo i przynosiłem mu rośliny, których poszukiwał. Było tu za ciemno bym mógł czuć się zdrowo, za gorąco, by moje ciało mogło tu dłużej wytrzymać.
- Daleko to jeszcze? - spytał Tobio, kiedy się zatrzymałem.
- K-kawałek tylko... - nie bardzo wiedziałem jak mam mu to powiedzieć. Miałem wrażenie, że będzie po prostu zły... Nie myliłem się, bo już w następnej chwili chłopak zbliżył się do mnie.
- Tylko co? - warknął.
- Ja nie mogę tędy przejść... - zakomunikowałem, wskazując na ścieżkę usianą rozgrzanymi odłamkami. - Moja mama jest najadą... ogień... - zamilkłem, bo i co miałem powiedzieć. To już i tak bolało. Rozgrzane powietrze raniło moje delikatne płuca potrzebujące wilgoci.
- Wszystko z tobą dobrze? - spytał Tobio, ale słychać było w jego głosie i złość. Tym bardziej przerażony byłem kiedy moje ciało zaczęło wiotczeć, płuca nie potrafiły nabrać dość powietrza, a przed oczyma zaczęły mi błądzić czarno-żółte plamy.  - Kurwa jasna... - dosłyszałem jeszcze zanim świat zawirował wokół mnie po raz ostatni i poczułem jak opadam w dół.

<Tobio? No niestety kompan na wycieczki po podziemiach to ze mnie marny, ale za to możesz mnie pomacać jak będziesz mnie wy nosić ^,^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz